Czy jest Pan/Pani za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem obowiązku szkolnego od siódmego roku życia?

Byłem bardzo krytyczny wobec sposobu przeprowadzenia reformy obniżenia wieku rozpoczęcia edukacji szkolnej. Za kilka dni, 1 września, do pierwszych klas szkół podstawowych trafi druga tura roczników 6 i 7 latków. Tu i tam słuchać o rekordowej liczbie klas pierwszych czy zmianowym systemie prowadzenia zajęć. Znacznej części tego bałaganu można było uniknąć przez większe rozciągnięcie w czasie okresu przechodzenia na system 6 latków. Mówiłem o tym np. 3 lata temu na TEDx Kraków. Mleko się rozlało. Za kilkanaście lat sytuacja powinna się ustabilizować, gdy poszerzone roczniki przejdą przez studia i wejdą na rynek pracy.

A tu w mediach propozycja kolejnej reformy (na razie w formie pytania w referendum), tym razem powrót do obowiązku szkolnego dopiero dla 7 latków. Czy kolejna reforma, na taką skalę, w tak krótkim okresie czasu nie jest szaleństwem?

Niektórzy przeciwnicy obowiązkowej szkoły dla 6-latków podnoszą argument, że 6 latki nie są gotowe na rozpoczęcie edukacji. Stoi za tym dziwna logika. Mój sześciolatek trafił do klasy 24 innych 6-latków w jednej z bardziej przepełnionych szkół w Polsce. Jakoś cała klasa ukończyła rok szkolny z sukcesami (nauczyli się nieźle czytać, pisać, liczyć). Z pewnością było to możliwe dzięki zdrowemu podejściu fantastycznej wychowawczyni (pozdrowienia dla pani Doroty), która uważa, że szkoła jest dla dzieci a nie dzieci dla szkoły. To szkoła powinna dostosować się do materiału, który do niej trafia. Jeżeli trafiają młodsze dzieci to szkoła powinna się do nich dostosować.

Jak dla mnie faktyczny problem ze zmianą wieku rozpoczęcia edukacji polega na konieczności zapewnienia sensownych warunków do uczenia się znacznie większym/mniejszym rocznikom przejściowym. A mówimy o konieczności przyjęcia kilkuset tysięcy dzieci więcej / mniej (zależnie od tego o której reformie mówimy). I to nie tylko do podstawówek, ale następnie do gimnazjów, liceów, szkół wyższych, wejścia na rynek pracy.

Zobaczmy jak ten problem wygląda z perspektywy danych. Posłużmy się łatwo dostępnymi danymi, czyli statystykami urodzeń.

Pakietem htmltable pobieram z Wikipedii statystyki liczby urodzin w ostatnich 50 latach.

Uchwyt do tych danych: archivist::aread("pbiecek/graphGallery/ 5a6c2a732c20d5a1bebe6507ebf09afa").

v1

Ładujemy pakiet ggplot i wykresem paskowym/słupkowym przedstawimy liczbę urodzin (wykres po prawej stronie, kliknij by powiększyć).

Tendencja jest ogólnie malejąca, ale widzimy lokalne ,,fale”.
Po większych rocznikach z okolic lat 1975-1985 urodziło się więcej dzieci w okolicach roku 2008.

Uchwyt do tego wykresu i przedstawionych na nim danych: archivist::aread("pbiecek/graphGallery/ 6db6919611a91a549a585da6fbeda194").

v2

Ponieważ interesuje nas ,,współczesność”, zawężamy horyzont obserwacji do ostatnich 15 lat (wykres po prawej stronie, kliknij by powiększyć). Wyraźniej widać górkę urodzin w latach 2008-2010.

Spójrzmy na te dane przez pryzmat reformy szkolnej. Jeżeli chcemy obniżyć rok rozpoczęcia edukacji musimy komasować x+1 roczników w x lat.
Jaki x byście wybrali i które roczniki byście komasowali?
Rząd wybrał x=2, choć mógł rozłożyć to na więcej lat.
Co więcej komasacja dotknęła roczniki 2007-2009 a więc roczniki z górki demograficznej!!!
Bez sensu.

v3

Wykres po prawej (kliknij by powiększyć) przedstawia teoretyczny wynik takiej komasacji. Teoretyczny, ponieważ na skutek niezerowej umieralności i migracji nie wszystkie urodzone w Polsce dzieci trafiają do szkół w Polsce. Dodatkowo, przez kilka lat rodzice 6-latków mogli zdecydować, czy nie chcą wysłać dziecka do szkoły wcześniej. Rok przed obowiązkowym obniżeniem startu edukacji zdecydowało się na to około 20% rodziców. Tak więc przedstawione szacunki odbiegają trochę od faktycznej liczby dzieci trafiających do pierwszej klasy, te jednak jeszcze nie są jeszcze w pełni znane, część z tych liczb dotyczy przyszłości.

Trzy roczniki z górki zgrupowane w dwa lata będą szły razem przez cały system edukacji. W konsekwencji dostęp do dobrej edukacji będzie trudniejszy, dobrych nauczycieli nagle bowiem nie przybędzie ponad 50%. W tej podwyższonej konkurencji o dostęp do dobrych szkół 6-latki będą miały trochę gorzej niż 7-latki z tego samego rocznika (zobacz). Trudno, mleka rozlało się dużo.

Ok, a co z nową propozycją reformy?

Załóżmy teraz, że w wyniku referendum większość głosujących stwierdzi, że chce poniesienia obowiązkowego wieku edukacji, a rząd pójdzie za głosem większości i przepchnie szybko odpowiednią ustawę. Przypuśćmy teraz, że rozłoży ją w czasie na podobny okres. Tyle, że tym razem trzeba będzie wziąć jeden rocznik i rozrzedzić go na dwa lata.

Czy zrównoważy to efekt poprzedniej reformy, czy też rozkołysze cały system jeszcze bardziej?
Rozkołysze.

v4

Wykres po prawej (kliknij by powiększyć) przedstawia teoretyczny wynik takiej akcji (z zastrzeżeniami takimi jak powyżej, że to tylko zgrubne oszacowanie). Tak się składa, że rząd albo poczeka kilka lat, albo z tym rozrzedzeniem trafi na dołek demograficzny. I tak 6 lat po tym jak szkoły pękały w szwach upychając na zmiany ponad 150% zwykłego rocznika, nagle uczniów w klasach pierwszych będzie około 3.3 razy mniej. Później te pomniejszone roczniki trafią do gimnazjum, liceum. Szkoły wyższe albo zrekrutują 100% tego rocznika na studia albo będą padały z uwagi na brak dotacji na studenta (biorąc pod uwagę poziom niektórych uczelni, może i lepiej by upadły).

Piszę to, mając nadzieję, że jednak albo nie dojdzie do referendum, lub większość nie opowie się za obniżeniem obowiązkowego wieku rozpoczęcia szkoły, lub przynajmniej rząd nie będzie chciał tego wieku obniżyć.
A całą parę związaną z deklarowaną troską o dzieci w szkole rząd (raczej już kolejny) przeznaczy na poprawienie jakości edukacji.

14 thoughts on “Czy jest Pan/Pani za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem obowiązku szkolnego od siódmego roku życia?”

  1. Tak na marginesie chciałem tylko dodać, że argument o tym, iż dzieci powinny iść do szkoły od 7-go roku życia nie jest w żadnym razie pozbawiony logiki. Mniej więcej około 7 roku życia (oczywiście z odpowiednią zmiennością) kształtuje się u dziecka tzw. myślenie operacyjne, czyli skrótowo podstawowa zdolność do dokonywania abstrakcji, która jest niezbędna przy nauce praktycznie czegokolwiek, a w szczególności matematyki.

    I przy okazji argument o tym, że jakoś 24 dzieci w klasie Pańskiego dziecka poradziły sobie dobrze, moim zdaniem, trochę nie przystoi matematykowi i statystykowi oraz całej idei Fundacji (którą swoją drogą zdecydowanie popieram), ponieważ nie bierze pod uwagę podstawowego faktu istnienia zmienności (która charakteryzuje proces tworzenia się myślenia operacyjnego tak jak każdy inny proces biologiczny).

    Załóżmy, że losowo dobrane dziecko w wieku 6 lat ma 10% na nieposiadanie zdolności myślenia operacyjnego w stopniu bardzo widocznie wpływającym na jego radzenie sobie w szkole. Co wówczas otrzymujemy? Praktycznie 8% prawdopodobieństwo tego, że w 24 osobowej klasie nie będzie ani jednego dziecka nieprzystosowanego do zadań szkolnych, co oznacza, że przedstawiony dowód anegdotyczny nie może mieć żadnego sensu. I nawet gdyby okazało się, że tylko mały odsetek dzieci cierpi przez zmuszenie ich do wcześniejszego pójścia do szkoły, to co by to miało oznaczać, że należy to zrobić? Szczerze wątpię. Bo trzeba pamiętać, jak wielkim piętnem na całym życiu może się odbić roczna strata w stosunku do rówieśników w tym wieku – a dodatkowo dotyczy to zwłaszcza dzieci z uboższych rodzin i tzw. środowisk ubogich w stymulacje, które mają potem bardzo nikłe szanse na nadrobienie tej straty.

    1. Jestem pewien, że inaczej pracuje się z dziećmi 7-letnimi a inaczej z 6-letnimi. W tym się zgadzam w pełni.

      Ale pytanie dotyczy wieku rozpoczęcia szkoły, a nie tego czy 6-latki mają być uczone tego samego co 7-latki.
      To są dwa różne pytania. Niestety w publicznej dyskusji bardzo często mylone lub przeplatane.

      Można (teoretycznie) obniżyć wiek rozpoczęcia szkoły, licząc się z tym, że do szkoły trafią inne dzieci i nauczanie trzeba będzie przystosować do tych innych dzieci.

      Po to zresztą podałem przykład klasy mojego syna.
      Nie jest tak, że ta jedna klasa składa się z 24 ponadprzeciętnie zdolnych dzieci (choć swoją drogą są niesamowicie bystre).
      Nie jest tak, że jedna klasa 6-latków z Warszawy dowodzi, że każdego 6-latka da się nauczyć czytać.
      Jest tak, że nauczycielka przystosowała program nauczania do klasy pełnej 6-latków.
      Zresztą, na początku roku powiedziała nam, że ma już doświadczenia z 6-latkami, że pewne rzeczy pójdą wolniej, że dzieci mają większą trudność w usiedzeniu w ławkach przez całą lekcję i trudniej do nich trafiają logiczne argumenty.
      Ale szkoła (a przynajmniej ta jedna nauczycielka) dostosowała się do uczniów.

      Jest tak, że młodsze dzieci na egzaminach mają mniejsze ,,średnie” szanse (podobnie jak dzieci z biedniejszych rodzin, mniejszych miast itp).
      Dlatego byłem i wciąż jestem przeciwnikiem dużej komasacji roczników.
      Ale mleko się rozlało.

      Powrót po kilku latach (a zmiany muszą potrwać) do startu szkoły dla 7-latków to jeszcze większe zamieszanie w przejściowych rocznikach, bo przejściowych roczników będzie więcej.

      1. No tak, ale to, że coś będzie wiązać się z komplikacją, to nie jest argument za tym, żeby znaczną część podzbioru społeczeństwa (dzieci przed powstaniem zdolności myślenia operacyjnego) niejako strukturalnie stawiać w pozycji gorszej od pozostałej części (dzieci, które tę zdolność już mają).

        I zgadzam się, że problem lat przejściowych jest istotny (także z całą resztą wpisu się zgadzam) – zwłaszcza ze względu na aspekt organizacyjny takiego przedsięwzięcia. Ale w żadnym wypadku nie powiedziałbym, że uniknięcie trudności organizacyjnych to zasadniczy cel publicznej edukacji. Wydaje mi się, że jej zasadniczym celem jest wyposażenie obywateli w jak najbardziej egalitarny sposób w najważniejsze narzędzia poznawcze, które pozwolą im efektywnie funkcjonować we współczesnym świecie. No i tu właśnie pojawia się problem, bo wysłanie dzieci do szkoły w wieku 6 lat – a więc właśnie w tym bardzo ważnym momencie przejściowym, gdy myślenie operacyjne pojawia się już u jednych dzieci a u drugich nie – wystawia ten podstawowy cel na szwank, bo systemowo tworzy sytuacje, która faworyzuje jedną grupę kosztem innej. No ale oczywiście to, czy uznamy to za podstawowy cel to ostatecznie kwestia opinii, także nie twierdzę, że koniecznie jest to najsłuszniejsze podejście 🙂

        Na koniec tylko dodam, że właściwie warto by było się zastanowić – skoro jest zgoda co do tego, że jeśli 6-latki idą do szkoły, to powinny być inaczej uczono – jaki ma być sens nauczania 6-latków, jeśli nie za bardzo są perspektywy na nauczanie ich czegokolwiek konkretnego, czego nie mogą się nauczyć w przedszkolu bądź przebywając z rodziną czy rówieśnikami?

  2. W takiej sprawie jak wychowanie dzieci nie może decydować statystyka demograficzny, czy pragmatyka budżetowa. Wiadomo, że reforma miała doprowadzić do wcześniejszego wchodzenia na rynek pracy młodych pokoleń. Ludzie przecież w tym referendum przede wszystkim chodzi o zlikwidowanie przymusu dla rodziców i dzieci. Poprzednio świetnie to działało. Bystrzaki jeśli rodzice chcieli po przejściu odpowiednich testów mogły rozpoczynać szkołę w wiek 6 lat. Teraz muszą wszyscy bez sprawdzenia czy są na to gotowi. Jeśli nie są, to mona je skutecznie zablokować i zniechęcić do edukacji na wiele lat.

    1. @MS, nie mam zamiaru bronić którejkolwiek z reform,
      Ale nie trafia do mnie argument, że 6-latki się częściej niż 7-latki zniechęcają do edukacji na wiele lat.
      Zazwyczaj, gdy oswaja się z czymś nowym, to im wcześniej tym lepiej
      (zakładając, że oswajanie jest dostosowane do dziecka a więc i program nauczania jest dopasowany do dziecka).

      Temat, czy to rodzice powinni bardziej decydować o wychowaniu dzieci (dlaczego zatrzymywać się na 7-latkach, może przesunąć start na 8-latki),
      czy też państwo powinno bardziej decydować jak i czego uczyć dzieci, to ciekawy, ale inny temat.

      Obserwując demografię możemy zaplanować kiedy reformę zacząć i jak długo powinna trwać by zredukować ,,zawirowania” w czasie transformacji.

      1. A może państwo powinno zdecydować o obowiązku dla 5 latków, 4 lub nawet 3 latków. Może Państwo powinno zdecydować o tym ze rodzice mają zbyt niski iloraz inteligencji by dokonywać jakichkolwiek decyzji dotyczących swoich dzieci…. itd. Tu chodzi o zasady. Poza tym jeśli rodzice by decydowali to liczba 6 i 7 latków w pierwszych klasach sama mogłaby się zrównoważyć minimalizując odchylenie…

        1. Nie rozumiem argumentu o ograniczaniu wolności.
          Jeżeli rodzic będzie miał możliwość wysłania dziecka do szkoły w wieku 5 lub 6 lat, to czym to się różni od możliwości wysłania dziecka do szkoły w wieku 6 lub 7 lat?

          Zresztą, w ww. artykule nie mam nic do stanu (czy to z 6-latkami czy 7-latkami na początku edukacji) ale krytykuję proces przejścia z jednego stanu do drugiego.

  3. Bardzo eleganckie wykresy i w sumie wyważony wpis. Ja bym tutaj trochę ujął się za proponentami reformy:
    – po pierwsze, system z 6-latkami w szkołach jest bardziej zgodny z pozostałymi krajami UE i będzie ułatwiał ludziom „mobilność” między krajami co uważam za plus (nie żyjemy od dawna za żelazną kurtyną, wielu Polaków migruje z dziećmi tam i z powrotem i ta reforma może to ułatwić ). Moim zdaniem ma to sporą wartość, przy zgodzie, że zaczynać obowiązkową edukację można różnie (wg wikipedi od 3 do 7 lat w różnych krajach) to warto taką reformę przynajmniej rozważać.
    – po drugie, ministerstwo chciało zacząć tę reformę wcześniej i rozciągnąć ją na więcej lat, ale nie udało się. Sporo w tym typowego w Polsce „jakośtobędzizmu” ale spory udział mają też „działacze” ruchu antyedukacyjnego, bo za takich uważam proponentów wracania do starych dobrych systemów i zawracania reformy.

    Także bardzo zgadzam się z tezą o bezsensowności „zawracania kijem Wisły” zarówno jeśli chodzi o 6-latki, jak i w wielu innych sprawach (powrót do 8-klasowej podstawówki czy 49 województw).

    Ale nie jestem pewien, że przedstwianie tego jako procesu źle zaplanowanego jest uczciwe. To było zaplanowane lepiej (choć też może nie idealnie) i wykonane byle jak przy sporym w tym udziale wsteczników.

    1. @Bartek, było inaczej. Plany minister Katarzyny Hall zakładały, że obowiązkowe wejście do szkół 6-latków będzie w jednym roku.
      Wcześniej przez (o ile pamiętam) trzy lata rodzice mieliby dobrowolnie wysyłać 6-latki do szkół.
      Ale rodzice nie chcieli wysyłać 6-latków dobrowolnie, więc trzymanie się tych planów zaowocowałoby prawie dwoma rocznikami idącymi do szkoły w jednym roku.
      Na skutek protestów opóźniono tę reformę i rozłożono ,,przejście obowiązkowe” na dwa lata.

  4. Mnie tylko martwi to, że my tutaj sobie tak rozmawiamy, ale dla przeciętnego rodzica nie ma znaczenia, że jakieś tam analizy z ładnymi wykresami pokazują, że system się bardziej rozbuja (oczywiście o ile taki przeciętny rodzic kiedykolwiek dotrze do tego typu analiz).

    Jak taki przeciętny rodzic dostanie pytanie z nagłówka to jest prawie pewne, że odpowie TAK. Odpowie TAK, bo widzi / wie / boi się o to, że szkoły / system nie dadzą sobie z tym rady. Niestety znacząca część szkół nie ma tak wspaniałych nauczycieli, już pomijając ich powołanie do nauczania dzieci.

    Jakby pytanie było w stylu, czy jesteś za pozostaniem przy obecnym systemie pod warunkiem, że szkoły przystosują się lub system będzie działał tak i tak to odpowiedzi mogłyby być już znacznie inne (pod warunkiem, oczywiście że ludzie uwierzą w obietnice tego że coś się zmieni na lepsze w kwestii dostosowania 😉

    Swoją drogą to ciekawe, że jest rozmowa z tyloma ekspertami i grupami, a główny temat to powrót do starego systemu. Tym bardziej iż widać na małej próbie, że jednak da się inaczej.

  5. @bsekiewicz, obawiam się, że weryfikacja czy warunek 'system będzie działał tak i tak’ jest niemożliwa.
    W pewnych szkołach będzie lepiej w innych gorzej.
    Tak jak napisałeś, szkoda że w dyskusji o edukacji która trafia do mediów ważniejszy jest rok rozpoczęcia szkoły niż program czy kwestia przygotowania nauczycieli lub dostępności szkół.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *