Tutaj był wpis dotyczący różnych opinii i źródeł badających czy występuje wyższa zachorowalność na nowotwory po IVF.
W internecie można znaleźć przykłady prac wykazujących podwyższoną zachorowalność (z różnych przyczyn) i przykłady prac wykazujących brak zwiększonego ryzyka zachorowalności. Prace te dotyczą różnych populacji, różnych technik IVF i różnych schorzeń przez co trudno je porównywać.
Tekst nie był ani za ani przeciw 'in vitro’. Nawet gdyby okazało się, że większe ryzyko istnieje to można podać przykłady uzasadniające podjęcie tego ryzyka, decyzja zawsze należy do rodziców.
Pytanie, które mnie interesowało to czy ewentualna długoterminowa szkodliwość jest badana, a jeżeli jest i jeżeli występuje, to czy potencjalne ryzyko jest komunikowane parom zainteresowanym IVF. Dostępność informacji o efektach ubocznych terapii dotyczy tak samo in vitro jak i wielu innych terapii. Dużo o ,,złych praktykach” w tym temacie przeczytać można na blogu Bad Science.
Niestety zamiast chłodnej dyskusji, w ramach której zbierane byłyby argumenty za i przeciw, pojawiły się bardzo gorące komentarze.
Przyjmuję, że część winy w tym leży w braku moich umiejętności prowadzenia w Internecie wyważonych debat.
Gdy się nauczę jak to robić to do tego i innych kontrowersyjnych tematów wrócimy.
Zgadzam się całkowicie odnośnie potrzeby dogłębnej analizy przy podejmowaniu tej ale nie tylko tej decyzji. Wydaje mi się, że w ogóle w polityce za mało jest chłodnych analiz a zdecydowanie za dużo emocji. Życzyłbym sobie aby, dla dobra nas wszystkich, więcej decyzji podejmowane było na podstawie analizy danych a nie tego co komu się wydaje czy też jest na rękę.
„Jak już wspominałem kilkukrotnie, głosy są wśród badaczy podzielone, ale dodajmy też, że nie wszyscy są w tym przypadku bezstronni, ci żyjący z zabiegów in vitro nie będą obiektywni. ”
Bo oczywiście, ci wszyscy sprzeciwiający się IVF z powodów religijnych, lub zwykłej antynaukowej ignorancji mogą po rpsotu zostać zabrani do Sevres z tą całą swoją obiektywnością.
Chcialbym, aby debata o IVF toczyła się w oparciu o naukowe fakty, ale jak ma być to możliwe, jeżeli opór bierze się z ignorancji, irracjonalnych przekonań? Może najpierw narzućmy naukowy dyskurs w tej dyskusji, a potem skupmy się na faktycznych argumentach za i przeciw.
Po każdej stronie pojawić mogą się obciążenia wynikające z różnych przekonań. Koniec końców badacze też jakieś przekonania poza naukowe mają.
Dlatego podoba mi się portal http://www.procon.org/, po jednej stronie tabelki wypisuje się ,,za” po drugiej ,,przeciw”, nie chodzi o to by podejmować za kogoś decyzję, ale żeby zebrać i zrozumieć argumenty każdej ze stron.
„ci żyjący z zabiegów in vitro nie będą obiektywni”
Przykro mi, że czytam takie rzeczy na blogu, który do tej pory bardzo ceniłem.
@bart: a czy uważasz, że np. statystycy obiektywnie oceniają na ile statystyka jest potrzebna?
Małe adendum do mojego poprzedniego posta.
Oczywiście, nie chę sugerować, ze każdy przeciwko IVF jest ciemnogrodzianinem itp. Ale pewne poglądy ida w pakietach i dlatego racjonalna dyskusja może być trudna.
Przeczytałem zalinkowany wywiad, naprawdę mocna rzecz. Skłonił mnie do myślenia, chociaż, do niektórych stwierdzeń profesora oponowałbym na gruncie etycznym, na poziomie merytorki nie będę się spierał.
trochę wzmocniłeś oryginał :-/
“ci żyjący z zabiegów in vitro nie będą obiektywni” =/= „mogą nie być obiektywni”
Już to poprawiłem, powinno być 'mogą’.
To 'wzmocnienie’ nie było celowe, ale przy tak delikatnym temacie powinienem pewnie bardziej uważać.
Świetny tekst, jak również wywiad prof. Cebrata. W 100% zgadzam się, że gro obecnie toczonych dyskusji na forum publicznym pozbawione jest rzetelnej naukowej argumentacji, a co za tym idzie podawania obiektywnych faktów. Te pojedyncze głosy, jak głos prof. Cebrata są skutecznie zagłuszane przez media i przez tych, którym zależy na rozpowszechnianiu in vitro – za którym faktycznie idzie niezła kasa…
Uważam, że szczególnie pomijanym faktem (choć może istotnym bardziej ze względów etycznych niż naukowych ) jest to, że metodom in vitro towarzyszy „produkowanie” ogromnej ilości zarodków. Zanim powiedzie się, aby taki zarodek zagnieździł się w organizmie matki, całe mnóstwo jest albo likwidowanych, albo poddawanych selekcji, albo zamrażanych.
Profesor w swoim wywiadzie wspomniał, że w in vitro często dochodzi do tzw ciąż mnogich: bliźniaczych. Często zdarza się tak, że zagnieżdża się więcej niż dwie komórki jajowe, dlatego często dochodzi do ciąż pozamacicznych – co szczególnie jest nie bezpieczna dla kobiet! wtedy najczęściej usuwa się „nadmiar” zaimplantowanych komórek.
Przeczytalem wywiad i jest mi smutno. Jesli nasi „naukowcy” twierdza, ze ludzie z in-vitro powinni byc zakwalifikowani jako GMO, to jak liczyc na „merytoryczna” dyskusje w prasie i telewizji. Pan Cebrat, skadinad sympatyczny, niestety najwyrazniej stracil kontakt ze wspolczesna nauka. Zgadzam sie z nim, ze wiecej powinno byc glosow naukowych na ten temat, ale trudno jego wynurzenia i spiskowe teorie traktowac jako taki wlasnie glos. Idac dalej jego tokiem myslenia ogolnie pomaganie ludziom z wadami genetycznymi jest szkodliwe, poniewaz prowadzi do zwiekszenia w populacji puli genow „wadliwych”. Krotko mowiac utrzymywanie przy zyciu osob z mukowiscydoza, fenyloketonuria, hemofilia i innymi chorobami jest szkodliwe i (zgodnie z symulacjami p. Cebrata) powinno byc zakazane. Jesli to nie jest eugenika to nie wiem co jest. Chcialbym naprawde wiecej rozmow naukowych o in vitro, zeby moc przeciwdzialac niewlasciwym praktykom ale moim zdaniem ktos kto proponuje zakaz in-vitro raczej dyskwalifikuje sie z dyskusji i to na gruncie zarowno naukowym jak i pragmatycznym. Bo z naukowego punktu widzenia, jesli in-vitro powinnno byc zakazane, to wszelkie terapie hormonalne takze (np. pigulki antykoncepcyjne prowadza do takiego samego „gmo” jak in-vitro). Pragmatycznie, zakazanie in-vitro w jednym kraju bedzie nieskuteczne i bedzie tylko prowadzic do zmniejszenia monitoringu zjawiska, ktore to zjawisko chcemy kontrolowac.
Swoja droga ciekawe jak wrzucenie polaryzujacego tekstu na strone zwieksza „komentowalnosc”…
Zecydowanej propozycji zakazania in vitro ja tam nie znalazłem. Nikt chyba nie chce nakazać czy zakazać tej, czy innych terapi.
To co moim zdaniem jest potrzebne to informacja o ryzykach jeżeli są (czasem takie ryzyko warto podjąć, czasem nie, wybór rodziców).
Czy to jest polaryzujący temat? Nie ma tu ankiety, czy jesteś za, czy przeciw in vitro. To głos w temacie różnych aspektów tego tematu.
Zastanawiałem się czy poruszać ten temat, bo in vitro jak i poglądy polityczne to przykłady tematów, o których trudno pisać, bo każdy doszukuje sie po której jesteś stronie i czy po tej samej co ja.
Mam jednak nadzieję, że uda się znaleźć miejsce na rozmowę osób wątpiących i ciekawych jak jest na prawdę.
Przeczytałam notatkę oraz dyskusję, w zasadzie nie wiem, od czego zacząć. Może od końca: muszę przyznać, iż dużych trudności nastręcza mi zrozumienie intencji autora konstrukcji językowej „osób wątpiących i ciekawych jak jest naprawdę” w odniesieniu do techniki medycznej stosowanej od 35 lat, będącej jedną z lepiej i konsekwentniej przebadanych metod biotechnologicznych, posiadającej na swoim koncie ponad 37 tysięcy zrecenzowanych badań. Nie wiem, o jakie „naprawdę” miałoby tu chodzić? Może 37 tysięcy badań na przestrzeni 35 lat to zbyt mało aby ustalić jak jest naprawdę?
Sprawdźmy więc jakąś inną metodę medyczną, na przykład „cesarskie cięcie”. Wyszukiwarka w PubMedzie na hasło ceasarean section wyrzuca nam ok. 40 tysięcy rekordów, tymczasem pierwsze CC zostało wykonane w wieku XVI, natomiast cięcia wykonywane techniką współczesną to początek XX wieku. Porównując zatem chronologię obu metod i ich udokumentowanie badawcze (35 lat: 33476 badań versus 101 lat: 45030 badań), należałoby przyjąć konkluzję, iż wobec tego CC jest metodą mało przebadaną w stosunku do czasu jej wykonywania, co mogłoby nasunąć wątpliwości, jak to jest NAPRAWDĘ. Oczywiście jedynie dla osób prawdziwie ciekawych.
Muszę przyznać, że ten rodzaj wnioskowania i konkludowania jest po prostu osobliwy, aby nie użyć słów mocniejszych.
Kolejna sprawa to powoływanie się na tekst prof. Cebrata, który – niezaleznie od tego, czyim był promotorem i czy nosi płaszcz na wacie czy nie – zajmuje bardzo rozpoznawalne stanowisko w debacie wokół zapłodnienia pozaustrojowego, co więcej stanowisko motywowane ideologicznie, a to wedle mojej najlepszej wiedzy jest doskonale rozbieżne z wymogiem naukowej bezstronności. Chętnie zajęłabym się analizą cytowanego wywiadu, ale z argumentacją Cebrata o wiele lepiej rozprawia się dr Dolińska w swoim doskonałym tekście „Uczciwość i wiarygodność nauki – odpowiedzialność za słowa w walce o dopuszczalność in vitro”. ( http://www.nasz-bocian.pl/pliki/N409-8-Dolinska.pdf ), w ktorym analizuje literalnie uczciwość i wiarygodność badaczy, szczególną uwagę poświęcając właśnie prof. Cebratowi i stosowanym przez niego (czy zamierzonym? pytanie otwarte) manipulacjom argumentacyjnym i merytorycznym.
Przejdźmy do nowotworów u dzieci urodzonych dzięki in vitro. Napisałeś, Autorze, iż „trudno ocenić jak jest naprawdę”. Ależ wręcz przeciwnie: badania szwedzkie, z których pierwsze zdanie cytujesz, zawierają jeszcze dwa pozostałe zdania, których już nie zacytowałeś – dla ułatwienia umieszczono je pod nagłówkiem „konkluzje”, zapewne po to, aby łatwiej się było domyśleć, iż są to konkluzje –
„Long-term morbidity among children conceived by IVF is higher than among naturally conceived infants. This was partly explained by an excess of preterm and multiple births but might also mirror different parental attitudes toward medical care for their children. No general increase in cancer risk was seen, but unexpectedly many children with histiocytosis were noted.”
I teraz po kolei: szwedzkie badanie zostało opublikowane w 2005 roku, objęło łącznie 16 tysięcy noworodków urodzonych od 1982 roku, przy czym program SET (single embryo transfer) implementowano w Szwecji dopiero w 2003 roku, obecnie Szwecja jest liderem SETów w Europie. Co z tego wynika- otóż rzecz bardzo prosta, mianowicie taka, iż ciąże mnogie wiążą się z bezpośrednim wzrostem ryzyka MPD, przedwczesnych porodów, niższej masy urodzeniowej, co z kolei przekłada się na potencjalnie gorszą kondycję dzieci urodzonych w wyniku IVF oraz jest – UWAGA- powikłaniem jatrogennym, a nie związanym z samą techniką poczęcia.
I własnie dlatego coraz rzadziej wykonuje się transfery dwóch zarodków dążąc do SETu, co w niektórych krajach (Szwecja, Belgia, Słowenia w programie refundacyjnym) jest już obligatoryjne, a i polski program ministerialny zawiera pierwsze podejście do wdrożenia SETu.
Konkluzja ta w medycynie rozrodu ma rangę oczywistej oczywistości i twierdzenie, iż „trudno ocenić, jak jest naprawdę” brzmi niczym bardzo kiepski dowcip kogoś, kto rozważa możliwość zwiększonego ryzyka nowotworów u dzieci podając jako przykład badanie, w którym jak byk stoi „NO GENERAL INCREASE IN CANCER RISK WAS SEEN”. Nie wiem, czy można to wyrazić jakoś bardziej dobitnie niż caps lockiem, ale może w ten sposób uwaga Autora zostanie przyciągnięta do zdania, którego przypadkowo zapewne nie zacytował. Histiocytoza nie została potwierdzona w żadnym innym badaniu ani metaanalizie (są jeszcze trzy badania temu poświęcone, ale wszystkie dotyczą właśnie tej jednej kohorty szwedzkiej).
Badanie o retinoblastomie (siatkówczaku) z 2003 jest znane głównie z tego, że żadna późniejsza analiza nie potwierdziła tej korelacji (najnowsze badania: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22112645 oraz http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22587995 ) wiemy natomiast o korelacji między zespołem Beckwitha Wiedemanna i Angelmana z metodą ICSI, a to za sprawą prawdopodobnej metylacji DNA. Wskaźnik OR nie jest duży, niemniej zwiększone ryzyko istnieje.
Ta sama sytuacja powtarza się z drugimi badaniami, które przywołujesz. Choć same badania są z 2010 roku, jak napisałeś, to kohorty pochodzą z lat 1982-2005, a więc z okresu transferów dwóch i więcej embrionów, co oczywiście przekładało się na ciąże mnogie i wieloracze, a to z kolei przekładało się na:
– zwiększony odsetek poronień
– zwiększony odsetek powikłań okołoporodowych
– zwiększony odsetek porodów przedwczesnych i zgonów noworodkowych
– zwiększony odsetek urodzeń wcześniaczych
– zwiększony odsetek MPD i komplikacji okołoporodowych wymagających pobytu na oddziałach intensywnej opieki neonatologicznych
…a to z kolei oznacza, iż wychwycenie tam zwiększonej ilości powikłań zdrowotnych nie nastręczało trudności, ponieważ było jatrogennym i od dawna potwierdzonym skutkiem, co zresztą napisali sami badacze w konkluzji. Podobnie jak w poprzednim badaniu, również i tu zapomniałeś, drogi Autorze, zacytować pozostałych zdań z podsumowania, więc pozwolę sobie naprawić to niedopatrzenie:
We found a moderately increased risk for cancer in children who were conceived by IVF. This is probably not attributable to the IVF procedure itself but could be an effect of confounding from unidentified characteristics of women who undergo IVF or could act via the widely known increased risks for neonatal complication. It should be stressed that the individual risk for a child who is born after IVF to develop childhood cancer is low. Additional studies on large populations are needed to permit analysis of such a rare outcome as cancer and notably of specific types.
Kolejną ciekawostką jest troska o to, „jak to jest NAPRAWDĘ” stojąca za przywołaniem badań dotyczących związku między lekami stymulacyjnymi i ratami nowotworu u pacjentek. Doskonały dowcip zważywszy na fakt, iż badania były prowadzone przed rokiem 1994, a więc przed dwudziestoma prawie laty, kiedy to średni czas stymulacji do IVF wynosił ok. 30 dni, podczas gdy współcześnie stymulacja do IVF prowadzona jest protokołami skróconymi (przeciętnie 8 dni), przy czym od ok. dwóch lat mamy na rynku Elonvę, preparat skojarzony wymagający pojedynczej iniekcji. Zmieniły się również dawki hormonów, podobnie jak scenariusze protokołów stymulacyjnych, co sprawia, iż powoływanie się na badania sprzed dwóch dekad jest zupełnie nieadekwatne dla tej dziedziny medycyny i farmakologii.
Jednak nawet w czasach agresywnych stymulacji, kiedy to należałoby się spodziewać dramatycznych skutków inwazyjnych protokołów hormonalnych, autorzy przywołanego przez Ciebie, Autorze, badania, skonkludowali:
„Women who have been exposed to fertility drugs with IVF seem to have a transient increase in the risk of having breast or uterine cancer diagnosed in the first year after treatment, though the incidence overall is no greater than expected. Unexplained infertility was associated with an increased risk of a diagnosis of ovarian or uterine cancer.”
Na koniec dodam, iż kondycji dzieci urodzonych dzięki IVF, ICSI, IMSI, dawstwu etc. zostało poświęconych tysiące badań, w tym dziesiątki metaanaliz, i poza zwiększonym ryzykiem BWS i AS (nie mam pod ręką OR w tej chwili, ale są to ogólnie bardzo rzadkie populacyjnie schorzenia, w tym BWS jest zespołem osiągającym pełną wyleczalność dla większości pacjentów około 18 rż) nie stwierdza się różnic zdrowotnych, intelektualnych i społecznych wobec naturalnie poczętych rówieśników, więc pisanie o wątpliwościach, otwartych kwestiach oraz postulatach wykonania przez polski rząd czegoś, co od dziesiątek lat jest gromadzone przez światowe instytucje naukowe, świadczy, powiedziałabym, raczej o nikłej wiedzy Autora.
Natomiast sposób przedstawiania danych i podręcznikowe cherry picking, które zawarto w notce, pokazują coś innego, mianowicie dowodzą, iż wybór promotora chyba jednak przypadkowy nie był.
Po pierwsze proszę o darowanie sobie osobistych wycieczek typu ,,mianowicie dowodzą, iż wybór promotora chyba jednak przypadkowy nie był.”
Jeżeli w dyskusji chce się do czegoś dojść trzeba utrzymać jakiś poziom kultury. Jeżeli Pani celem nie jest dyskusja to proszę się przenieść na inne forum.
Myślenie krytyczne polega na tym, że argument o ,,technika stosowana od 35 lat” i ,,tysiące badań” to za mało by uznać, że jest bezpieczna.
Co do osób wątpiących. Jakkolwiek trudno to zrozumieć osobom przyzwyczajonym do życia w spolaryzowanym świecie, można czegoś nie być pewnym i można próbować chcieć coś wyjaśnić. Po przejrzeniu kilku prac z google scholar, prac do których każdy może sam zajrzeć, zwyczajnie nie wiem co sądzić na temat bezpieczeństwa IVF i tę niepewność kilkukrotnie wyrażałem.
Co do zarzutu o wybór wniosków, to proszę zwrócić uwagę, że pozostałe zdania z
“Long-term morbidity among children conceived by IVF is higher than among naturally conceived infants. This was partly explained by an excess of preterm and multiple births but might also mirror different parental attitudes toward medical care for their children. No general increase in cancer risk was seen, but unexpectedly many children with histiocytosis were noted.”
wyjaśniają częściowo skąd się bierze podwyższone ryzyko nowotworów. Jest ono częściowo wyjaśnione przez to, że przedwczesne porody mają większe ryzyko nowotworów a IVF częściej kończy się takimi porodami. Więc pośrednio dzieci po IVF częściej mają nowotwory.
Podobnie jest z drugim z cytowanych przykładów. Wyjaśnienie, że prawdopodobnie większa zachorowalność na raka nie jest prawdopodobnie efektem technologii ale czymś skorelowanym z charakterystykami osób poddanych tej terapii nie wiele zmienia. Sugeruje źródło ale pokazuje też, że zagrożenie nowotworami jest podwyższone.
„Co do zarzutu o wybór wniosków, to proszę zwrócić uwagę, że pozostałe zdania z
“Long-term morbidity among children conceived by IVF is higher than among naturally conceived infants. This was partly explained by an excess of preterm and multiple births but might also mirror different parental attitudes toward medical care for their children. No general increase in cancer risk was seen, but unexpectedly many children with histiocytosis were noted.”
wyjaśniają częściowo skąd się bierze podwyższone ryzyko nowotworów. Jest ono częściowo wyjaśnione przez to, że przedwczesne porody mają większe ryzyko nowotworów a IVF częściej kończy się takimi porodami. Więc pośrednio DZIECI PO IVF CZESCIEJ MAJA NOWOTWORY.”
Nie jest to prawda. Jedyna prawdziwa forma tego zdania brzmiałaby” Dzieci po IVF częściej miewały nowotwory w czasach, gdy standardem był transfer więcej niż jednego zarodka”. Jak jednak zauważyła p. Anna, ob ecnie standardy się zmieniły, a więc nawet jesli podkreslone zdanie było kiedyś prawdziwe, obecnie nie jest. Nadawanie mu formy takiej, jak zostało to zrobione, jest fałszowaniem stanu rzeczywistej wiedzy. Tak samo fałszywe byłoby stwierdzenie „czarna ospa jest przyczyną masowych zgonów” bez uwzględnienia faktu, że zostało sformułowane przed wprowadzeniem szczepień.
,,Jak jednak zauważyła p. Anna, ob ecnie standardy się zmieniły, a więc nawet jesli podkreslone zdanie było kiedyś prawdziwe, obecnie nie jest.”
A czy można w takim razie prosić linki do artykułów podsumowujących metaanalizy lub opisujące wyniki z dużych kohort badanych osób?
Bez tego nie wiadomo czy coś obecnie jest rzeczywiście już bezpieczne czy jest to tylko życzenie piszących o tym.
Chciałem przyłączyć się do komentujących i też rzucił kamieniem, ale już mnie ręce od tego bolą. Co prawda tu wystarczyłby żwir, a nie głazy do jakich się człowiek przyzwyczaił, ale to też trzeba się schylić, podnieć, więc może inaczej.
Wiesz o co te mendy się czepiają? Napisałeś Przemku o potrzebie chłodnej analizy, o faktach za wszelką ceną, o informacji stawianej ponad światopogląd. Tymczasem tekst na pierwszy rzut oka sam wygląda na wysoce zindoktrynowany. Odnosi się wrażenie, że według ciebie przeciwnicy in vitro są rzetelni i klawi, a orędownicy zapłodnienia fałszują dane. W tym momencie już nie ważne co byś napisał i tak wszyscy pamiętają ten fragment. Jest już pozamiatane, sprowokowałeś „invitrowców”, oni przypuszczają szturm (a mają naprawdę niezłe argumenty), ty się bronisz i przez to wyglądasz w naszych oczach na jeszcze większego fanatycznego przeciwnika in vitro, którym za pewne nie jesteś. Obawiam się, że w ten sposób dyskusje wyrzuciło już na pierwszym zakręcie.
Usunąłem ten wpis. Nie wiem czy wpis był zindoktrynowany czy temat zbyt problematyczny czy zawinił mój warsztat pisarski.
W każdym razie póki nie uda mi się stworzyć warsztatu i zespołu na obiektywne dyskusje na kontrowersyjne tematy, nie będę takich tematów poruszał.
Osoby bardzo zainteresowane poprzednią wersją znajdą ją pewnie w kopiach wyszukiwarek.
Co do ProCom’u, wykonanie może nie jest najszczęśliwsze, ale jest moim zdaniem lepsze niż nic.
Faktycznie w tabelach 'za i przeciw’ panuje tendencja by ilościowo argumentów była podobna ilość, ale po przeczytaniu tych argumentów widać różnice w ciężarze.
Pytanie otwarte, nad którym myślę, że warto się pochylić, to czy można zrobić taki lepszy ProCon, miejsce gdzie w usystematyzowany sposób zebrać można argumenty za i przeciw?
A ProCom’u nie polecam. Nierzetelne argumentu, często po obu prezentowanych stronach. Poza tym bywa, że stwarza wrażenie (głównie w tematach o medycynie i nauce), że pewne poglądy mają tyle samo plusów co minusów, przez co wzajemnie się znoszą – kiedy tymczasem od lat panuje w tych zagadnieniach naukowy konsensus
Akurat temat in vitro ani mnie nie wzbudza u mnie szczególnych emocji (rozumiem, że jest to temat bardzo ważny dla pewnej grupy ludzi, ale moim zdaniem nie aż tak kluczowy w odniesieniu do polityki całego kraju, jak by mogło wynikać z liczby dyskusji na ten temat) Mimo to a może właśnie dlatego wypowiem się odnośnie tego posta. Niestety, nie czytałam oryginału, nie będę też zagłębiać się w merytoryczną stronę tematu ani dowodzić, kto ma rację (nie jestem specjalistką z medycyny).
Chciałam tylko wyrazić opinię, że rzetelna informacja jest niezwykle ważna w sprawach budzących tyle emocji. nie każdy ma możliwość dostępu do pełnego zbioru artykułów naukowych na temat in vitro i to nie tylko ze względu na nieszczęsnego paywalla w dostępie do artykułów naukowych, ale też dlatego, że nie wszyscy dysponują wystarczającą wiedzą z medycyny, by gładko przebrnąć przez stosy literatury medycznej, no i zasoby czasu są ograniczone.
Stąd moim zdaniem ogromna potrzeba, by istniały jakieś podsumowania aktualnej wiedzy na ten temat, wolno dostępne i napisane w przystępny sposób. Niestety, często takie opracowania mogą mieć pewien bias wywołany poglądami autora. Z jednej strony dlatego, że (niestety) często zamiarem autora jest nie tyle udostępnienie ludziom wiarygodnej informacji, co przekonanie ich do swoich poglądów. Ale nawet, jeśli autor bardzo stara się zachować obiektywność, to zwykle ma jakieś własne zdanie na ten temat, które choćby podświadomie może powodować nie całkiem wiarygodny dobór faktów.
Poza tym ludzie, zwłaszcza nie posiadający dostatecznej wiedzy w danym temacie, mogą obawiać się takiej manipulacji i z tego powodu omijać niektóre źródła i opierać swoje opinie jedynie na godnym zaufania (w opinii danej osoby) autorytecie.
Szczególnie dużo podejrzeń mogą budzić właśnie próby obiektywnego przedstawienia sytuacji, bo jeśli widać od razu, jakie ktoś ma poglądy, to zależnie, czy się zgadzamy czy nie, możemy czytać dalej lub nie, natomiast w przypadku próby obiektywnego przedstawienia sytuacji każdy fakt niezgodny z naszym światopoglądem wzbudza podejrzenie manipulacji.
Na marginesie wspomnę, że bardzo martwi mnie zjawisko polaryzacji poglądów politycznych w Polsce, gdzie zwolennicy takiej czy innej opcji jawnie bojkotują pisma oponentów, nie dając sobie możliwości poznania sprawy „z drugiej strony”. Z jednej strony to zrozumiałe (wiele osób nie ma ochoty frustrować się wypowiedziami osób o skrajnie odmiennym zdaniu czy wdawać się w dyskusje, które szybko przeradzają się we flame-y), ale z drugiej prowadzi to do coraz wyraźniejszego barykadowania się we własnych okopach. I takie zjawiska jak bojkotowanie badań opinii publicznej (jeśli jest przeprowadzane „przez nie tę opcję, co trzeba”) bywają bardzo szkodliwe i nie ułatwiają dojścia do jakichś obiektywnych rezultatów.
A wracając do tematu in vitro i podobnych (np. kwestii GMO), budzących dużo emocji: być może taka bezstronna zbiorcza analiza informacji na temat ewentualnych medycznych następstw powinna być prowadzona w sposób otwarty, przez internautów. Nie przez jedną osobę czy nawet grupę, bo wówczas ciężko uniknąć, choćby podświadomego dryfu w którąś stronę, który może zakończyć się zepchnięciem takiej próby do szufladki z etykietą takiej czy innej opcji politycznej. Może warto by zaczerpnąć wzorców z Wikipedii, która, choć ma swoje wady, jakoś sobie radzi z obiektywnością haseł? Coś w stylu: „nie zgadzasz się czytelniku, podaj kontrprzykład powołując się na konkretne badania”, przy czym dla uniknięcia flamów i wandalizmów był by system karania za niezgodne z etykietą zachowania edytorów? Czy to mogłoby zadziałać? Chętnie usłyszę (przeczytam) jakieś uwagi.
Jest trochę miejsc w Internecie na takie debaty, jak np.
http://www.opposingviews.com/
http://www.procon.org/
http://www.factcheck.org/
http://politifact.com/truth-o-meter/
mają one wady i zalety.
Może powstaną podobne polskie?
Dziecko nie jest produktem, który mogę sobie kupić w sklepie (bo tak mi się podoba), a ten wielki biznes prowadzi do zwiększenia nakładów, tłumacząc działania jakąś bajką o uszczęśliwianiu ludzi. Szkoda, że przy okazji nikt nie zapyta o szczęście dziecka, i kosztem ilu rodzeństwa przyszło na świat. Obawiam się, że merytoryczna dyskusja niewiele zmieni. Naukowe argumenty, przytoczone przez profesora wezmą w łeb, bo ludzie chcą posiadać, chcą mieć a nie być, czy tego nie widać na ulicach?