W komentarzach do wczorajszego wpisu Michał B. zadał pytanie: jaka część kończących studia zostaje na doktoracie i jak ten współczynnik zmienia się w czasie?
Taki współczynnik trudno ocenić, niektórzy robią sobie roczną przerwę, niektórzy po roku studiów doktoranckich rezygnują, dlatego niżej pokażę wyniki dla zbliżonego współczynnik, który łatwo policzyć, mianowicie iloraz liczby doktorantów do liczby studentów pierwszego lub drugiego stopnia (ISCED6 / ISCED5).
Mnie, wyniki zaskoczyły.
Zobaczmy jak iloraz liczby doktorantów do studentów wygląda w różnych krajach w ostatnich 12 latach (iloraz przemnożony przez 100 by łatwiej go było czytać). Polska jest zaznaczona kolorem czerwonym.

Dla mnie zaskoczeniem było, że Polska pod kątem ,,udoktorantyzowania” studentów jest tak nisko. Szczególnie ciekawie wypada moim zdaniem porównanie ze Szwajcarią. Przyjrzyjmy się temu bliżej, dane na rok 2010.
Liczba ludności: Szwajcaria 7.8 mln, Polska 38 mln (4.9 x więcej niż Szwajcaria).
Liczba studentów: Szwajcaria 176.5 tyś, Polska 2 mln (11.7 x więcej niż Szwajcaria).
Liczba doktorantów: Szwajcaria 20.1 tyś, Polska 35.7 tyś (1.8 x więcej niż Szwajcaria).
Patrząc na te liczby należy pamiętać, że często studenci robią studia w jednym kraju a doktoraty w innym.
Zobaczmy jeszcze jak współczynnik ,,udoktorantyzowania” wygląda dla różnych dziedzin.

Najliczniejszą grupą studentów są studenci nauk społecznych, ekonomicznych i prawa, dlatego średni współczynnik ,,udoktorantyzowania” wynosi około 1.7/100 podczas gdy w wielu dyscyplinach jest on znacznie wyższy.
Uzupełnienie: Tak jak zaznaczył ŁA w komentarzach doktoranci nie mają statusu studenta. Stad zmiana niektórych sformułowań powyżej.
Nigdy bym nie powiedział, że będziemy tak nisko. Dużo słychać o coraz większej liczbie chętnych i o połączoną z tym obawą o spadek jakości przyszłych doktorów (choć oczywiście większa liczba nie musi oznaczać mniejszej jakości).
To co jest bardzo ciekawe to fakt, że stały procent osób decyduje się na studia trzeciego stopnia. Relatywnie liczba chętnych się nie zmienia;)
pozdrawiam i dziękuję pięknie za te wykresy! super!:)
Niskie wyniki mogą być związane z wysoką liczbą studentów w ogóle – bo przyrost liczby studentów mógł być szybszy niż „odpowiedź doktorancka”. Przydałoby się porównanie również takich danych.
Pewnie tak, takich danych niestety nie ma w Eurostacie, przy okazji poszukam ich w GUS lub innych bardziej lokalnych raportach.
Jednak pewien ogląd sytuacji już mam, studentów przybywa bardzo szybko, doktorantów też przybywa szybko (2x więcej niż 10 lat temu), doktorantów z nauk inżynieryjnych, matematyki, informatyki i nauk przyrodniczych mamy % jednak znacznie mniej niż kraje rozwinięte rozwiniętych.
Co idzie w parze z mniejszymi wydatkami na R&D (czy B+R) niż w krajach rozwiniętych.
Jeżeli myśleć o gosporadce opartej na wiedzy czy na innowacjach to mamy dużo do nadrobienia, co IMHO powinno być impulsem do bardziej radykanych rozwiązań niż wyłącznie kopiowania wzorców z krajów rozwiniętych.
Dodatkowym problemem, który widzę to braki personelu dydaktycznego i technicznego. Obcięcie etatu szklarza lub mechanika uczelnianego to nowe opóźnienia w wydziałach fizyki lub chemii. Sporo przyrządów dorabia się na miejscu.
Porównywać się ze Szwajcarią należy ostrożnie. 🙂 Około połowy doktorantów w Szwajcarii to cudzoziemcy. Oczywiście trzeba wśród studentów również jest wielu cudzoziemców, ale istotnie mniej. Tak na szybko trudno mi znaleźć aktualne dane, ale Konferencja Rektorów Uniwersytetów Szwajcarskich kilka lat temu podawała, że cudzoziemcy stanowią 53.6% doktorantów i 21% studentów: http://www.swissuniversity.ch/studying-in-switzerland.htm. Biorąc to pod uwagę, w Szwajcarii na 100 szwajcarskich studentów przypada ok. 5.2 szwajcarskiego doktoranta.
(Warto byłoby oprócz odjęcia cudzoziemców dodać do rachunku tych obywateli danego państwa, którzy wyjeżdżają studiować/robić doktorat za granicę, ale o takie dane znacznie trudniej.)
Poza tym, jak pisał Marcin, warto uwzględnić przesunięcie czasowe, z jakim wzrost liczby studentów przekłada się na wzrost liczby doktorantów. Zgrubnie można przyjąć, że większość przyszłych doktorantów kończy studia w planowe średnio (w zależności od kraju i kierunku studiów) 5 lat.
Zafrapował mnie bardzo drugi wykres. Jak wytłumaczyć tak dużą amplitudę współczynnika udoktorantyzowania dla niektórych dziedzin? Rozumiem, że to średnia dla UE+Szwajcarii, czy nowe kraje członkowskie są uwzględniane jednolicie? Czy można prosić o naniesienie na ten wykres statystyk tylko dla Polski? 🙂
Nie wiem czy studentów własnych i obcokrajowców warto traktować inaczej. Jeżeli ktoś nie jest Szwajcarem ale jedzie tam studiować/robić doktorat i później pracować to rozwija Szwajcarską gospodarkę mimo braku obywatelstwa.
W Szwajcarskim szkolnictwie wyższym doktoranci, a tym samym bardziej zaawansowane kursy na uczelni, mają więcej miejsca niż w innych krajach.
Wydaje mi się, że korzystniej ,,ustawić” szkolnictwo wyższe by rozwijało naukę z pomocą doktorantów, zasilić gospodarkę w najbardziej zaawansowanych sektorach, a nie skupiać się na studentach studiów licencjackich, magisterskich czy ich odpowiednikach.
Inną zupełnie sprawą jest porównywalność studiów doktorskich w Szwajcarii i Polsce, liczby liczbami, ale pytanie czy jakość doktoratów jest porównywalna. Choć tego nie da się chyba ocenić żadnym współczynnikiem.
Ostatni wykres jest tylko dla Polski.
Pracuję teraz nad interaktywną wersją w D3js wizualizacji danych z Eurostatu, jak tę wersję udostępnię to będzie można łatwo wybierać kraj/współczynnik do wykresu (można to tez zrobić dzisiaj n astronach Eurostatu).
Przesunięcie czasowe to faktycznie problem, podobnie jak (teraz mi przyszło do głowy) czas trwania studiów, który różni się w różnych krajach. Poszukam jeszcze innych źródeł danych.
Na drugim wykresie najbardziej rzuca się w oczy mocny spadek względnej liczby doktoratów w „sciences” w pierwszej połowie dekady, stabilizacja w połowie, a potem lekka zmiana trendu po 2007. Podobnie jest w rolnictwie i weterynarii. Ja interpretuję to w ten sposób: Absolwenci tych kierunków mogą „na rynku” zarobić tak dobrze, że kariera naukowa byłaby finansowo zupełnie nieopłacalna; dodatkowo czas poświęcony na prace nad doktoratem byłby czasem straconym z punktu widzenia rozwoju zawodowego, gdyż doktorat jako taki nie zwiększa wartości rynkowej pracownika poza instytucjami akademickimi. Natomiast po kryzysie liczba miejsc pracy dla absolwentów tych kierunków spadła, więc więcej osób na powrót zainteresowało się studiami doktoranckimi.
Na marginesie, praca dla absolwentów kierunków ścisłych niekoniecznie oznacza pracę „w zawodzie”, ale duże możliwości przekwalifikowania.
W każdym bądź razie w tych dwóch grupach absolwentów, a także w dyscyplinach humanistycznych, efekt kryzysu lat 2007/08 widać jak na dłoni.
Innym wytłumaczeniem jest to, że teraz w praktyce łatwiej robić doktorat, w kierunkach ścisłych, na zachodzie niż w Polsce. Przy czym owo „łatwiej” oznacza nie tyle kwestie naukowe, co otoczkę. Ciężko poważnie myśleć o badaniach, gdy trzeba zajmować się czym innym by się utrzymać. Tu, gdzie wyemigrowałem, normą jest doktorat (bez nauczania) jako pełen etat, z pensją wystarczającą na utrzymanie mieszkania, samochodu i niepracującej partnerki. W Polsce o czymś takim nie słyszałem.