Dziś miała być wizualizacja cen samochodów, ale znalazłem wykres, który dostał wyższy priorytet. Tak więc na samochody trzeba poczekać do środy.
Poniższy wykres pochodzi z tego artykułu, nawiązującego do planowanych zmian wieku emerytalnego.

Wydłuża się i wiek emerytalny i oczekiwana długość życia. Zobaczmy co wydłuża się szybciej.
Na pierwszy rzut oka w prezentowanym okresie dla kobiet wiek emerytalny wydłuża się o 7 lat, ale oczekiwana długość życia o 8.8 lat.
Ale zastanawiać może dlaczego na osi OX jest akurat okres od roku 1990 do 2060? Zgodnie z przedstawioną prognozą w okresie od 2013 do 2040 roku oczekiwana długość życia wydłuży się o mniej niż 3.5 roku.
A więc w okresie 2013 – 2040 wiek emerytalny dla kobiet rośnie dwukrotnie szybciej niż oczekiwana długość życia!
Ale tego na tym wykresie nie widać.
Odchodząc na chwilę od problemów z wizualizacją. Niepokoi mnie łatwość argumentowania potrzeby wydłużenia wieku emerytalnego predykcjami rosnącego oczekiwanego czasu życia (czyli pozytywnego zjawiska na które nie mamy dużego wpływu) i odsuwanie ze świadomości ludzi prawdziwego problemu jakim jest ujemny przyrost naturalny, niska innowacyjność i niska produkcyjność (czyli negatywnych zjawisk, które wymagają zdecydowanych rozwiązań, tyle, że nie widać pomysłów na te rozwiązania). To głównie osoby pracujące finansują emerytury więc prawdziwym problemem nie jest rosnąca liczba emerytów ale to, że przyrost produktywności jest niewielki, pracujących rąk ubywa, dzieci rodzą się coraz później a rodzice zamiast cieszyć się rodzicielstwem kombinują się jak zdobyć miejsce w publicznym przedszkolu.
Przyganiał kocioł garnkowi….
Równie dobrze na osi OX mógłby być okres od 1990 do 2013 i/lub od 2040 do 2060. Wtedy „przewaga” wydłużania życia byłaby jeszcze bardziej znacząca (bo wiek emerytalny nie zmienia się w tym okresie (na tym wykresie).
Podobnie z „ujemnym przyrostem naturalnym, niską innowacyjnością i niską produkcyjnością”. Równie dobrze można twierdzić, że „rosnący oczekiwany czas życia” to WŁAŚNIE zmienna, na którą mamy większy wpływ (vide przypadek Rosji), natomiast wpływ na zmienne wymienione poprzednio jest ZNACZĄCO ograniczony przez czynniki z zewnątrz kraju (działaniami dostępnymi wewnątrz kraju można wyraźniej wydłużać przeżycie, niż zwiększać wskaźniki zależne na tak wysokim już poziomie głównie od technologii z zewnątrz, albo zwiększać ten nieszczęsny przyrost naturalny, który relatywnie MALEJE wraz ze zwiększaniem się długości życia, czyli względnym starzeniem społeczeństwa).
To wszystko nie są takie proste sprawy, jak się przy pierwszym spojrzeniu wydaje. Oczywiście, jasne jest, że od motywacji i nastawienia przedstawiającego dane zależy sposób, w jaki je przedstawia i wybór danych. Ale KAŻDY coś wybiera.
@mw pokazywanie stałej wysokości wieku emerytalnego w okresie 2040-2060 służy jedynie podtrzymywaniu fałszywego obrazu ,,wystarczy przedłużyć wiek emerytalny do 67 i będzie lepiej”. A przecież skoro średnia życia cały czas rośnie to czemu wiek emerytalny miałby się zatrzymać w okolicach 67?
Poza tym pełna zgoda co do stwierdzenia że każdy coś wybiera. Warto wiedzieć jakie rozwiązania są do wyboru. Osobiście będę żywił nadzieję, że zamiast ruchów mających na celu powstrzymanie rosnącej średniej życia preferowane będą wybory stymulujące zwiększenie bazy produkcyjnej. Nie jest to proste, ale imho to właśnie należy zrobić.
„Statystyka nie kłamie, ale kłamcy posługują się statystyką…”
Ale średni długość życia mężczyzny to 71 lat a nie 77.
Brawo!
Rzeczywiście według GUS (strona 9 http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_trwanie_zycia_2007.pdf) noworodek/chłopiec urodzony cztery lata temu ma oczekiwane trwanie życia nie przekraczające 71 lat.
A oczekiwane trwanei życia 77 lat dotyczy osób które mają już przeżyte lat 60.
Jest więc temat na środowy wpis. Rysunki nt. samochodów odłożę na później a w środę pokażę uaktualniony wykres dot. średniego trwania życia.
Ale dlaczego „Brawo!”???
W cytowanym artykule, jak byk stoi napisane: „Z danych GUS wynika, że jeśli Polak i Polka dożyją 65 lat, będą – średnia dla obu płci – żyli jeszcze 17,7 roku.”
A więc chodzi o dalsze życie osoby 65-letniej, a nie noworodka.
Artykuł powołuje się na „… najnowsze, marcowe dane GUS.”, a więc dotyczące albo całego roku 2011, albo ostatniego kwartału 2011. Jak widać wyraźnie na wykresie, w tym czasie średnia dalszego życia 65-latki i 65-latka „wypada” właśnie gdzieś ok. 83 r.ż (65 + 17,7 = 82,7).
@mw, wykres ma nagłówek ,,Jak rośnie długość naszego życia” i taki sam podpis pod rysunkiem. Jakich informacji się na takim wykresie się spodziewasz?
Interesuje mnie wizualizacja danych. Wizualizacja rozumiana jako komunikację dane czytelnik. Czyli wykres jest po to by przedstawić zależności w danych. Jeżeli wykres mówi A, opis obok wykresu mówi B a liczby na wykresie mówią C to jest to piękny przykład nieudanej komunikacji.
Ten wykres przykuł początkowo moją uwagę problemem z porównywaniem kątów, i niemożności odczytania co rośnie szbciej. Ale teraz widzę, że dodatkowo tytuł wykresu wprowadza błąd co do tego co jest prezentowane.
Tak więc brawo! Piękny przykład na podwójnie nieudaną komunikację.
@smarterpoland:
W nagłówku wykresu nie napisano, czy chodzi o to, jak rośnie długość naszego życia w ogóle, od urodzenia, czy też jak rośnie od wieku, w którym osiągamy emeryturę. Natomiast zarówno z kontekstu wykresu i artykułu, jak i „expressis verbis” z cytowanych przeze mnie fragmentów artykułu, wynika, że chodzi o to, jak rośnie długość naszego życia od 65 roku. Bo tylko to jest istotne w kontekście emerytury (dla tych, którzy nie dożywają wieku emerytalnego, nie ma najmniejszego znaczenia cała ta dyskusja, reformy i wykresy, bo NIE zmienia się wysokość składki płaconej przez zatrudnionego, tylko stosunek wieku przeżytego na emeryturze do wieku przepracowanego).
Nie obraź się, proszę, ale niekoniecznie „nieudaną komunikację” to widzę. Jak zresztą w całej tej medialno-społecznej dyskusji o „reformie emerytalnej” (a że co inteligentniejsi politycy zrezygnowali już z tłumaczenia o co chodzi – to się im nie dziwię. To jak rzucanie grochem o ścianę. Tym bardziej, że złośliwych, pełnych złej woli i niekompetentnych interpretatorów w mediach jest „od groma”).
@mw, nie ma o co się obrażać. Cenię sobie różne punkty widzenia. A myśląc o komunikacji z użyciem wykresu to nawet cenię sobie różne punkty postrzegania wykresu.
Ale w przypadku tego wykresu informacje są źle przekazane i jak na razie Twoje argumenty mnie nie przekonują.
I aby być konstruktywnym powody:
A. Piszesz, że w artykule jest przedstawiana arytmetyka 65+17.7 itp, ale nie pojawiają się tam liczby 81, 77.4, 89.8 i 86.1, które są prezentowane na wykresie. Nawet po dokładnym przeczytaniu artykułu i gdyby nie było żadnego podpisu pod wykresem to i tak nie byłoby oczywiste powiązanie wykres – tekst. W artykule jest też o stulatkach.
B. ,,Długość naszego życia” może znaczyć różne rzeczy, średnia długość życia noworodków, średnia długość życia populacji o obecnej strukturze wiekowej, średni wiek w którym umierają dzisiaj osoby, to trzy liczby. Ale czy ktokolwiek poza osobami mającymi akurat 65 lat myśli o średniej długości życia jako o średniej życia 65 latków?
C. W tym artykule jest jeszcze jeden wykres ile ZUS przyznaje nowych emerytur. Czy skoro artykuł jest o 65 latkach to również ten wykres dotyczy liczby nowych emerytur dla osób w wieku 65 lat? Raczej nie.
D. Pokazywanie ile jeszcze żyją 65latki nie ma się nijak do szacowania obciążenia emerytalnego. Takie obciążenie zależy też od liczby osób w takim wieku (65latków kobiet jest np. więcej niż 65 latków mężczyzn), oraz od oczekiwanego okresu pobierania emerytury (czyli czas życia – czas rozpoczęcia emerytury). Jaki jest więc sens porównywania ile będą żyły jeszcze kobiety 65latki?
Ciekawym wykresem i pasującym do artykułu byłby wykres pokazujący średnie dalsze trwanie życia po osiągnięciu wieku emerytalnego. Byłoby wiadomo o co chodzi, bardzo widoczne byłoby też to, że ponieważ dla kobiet wiek emerytalny ma rosnąć szybciej niż długość życia tak też na nich ,,oszczędności” będą największe.
Taki wykres też mam w planie na środowy wpis.
Ależ przeciwnie – dla przeciętnego zjadacza chleba ma znaczenie i rzeczywista średnia długość życia, i wiek emerytalny. W ten sposób może sobie wyliczyć, ile średnio na takiej „umowie społecznej”, na przymusie ubezpieczeń traci.
Śpieszę z odpowiedzią:
A: Liczby podane przez Ciebie (81, itd) wynikają niedwuznacznie z wykresu: to lata dalszego życia 65-latek i 65-latków w roku 1990 i 2060.
B: Kto przeczyta artykuł i obejrzy wykres, i zdoła się zorientować, że dotyczą one wieku w kontekście emerytury (a nie w jakimkolwiek innym kontekście), ten tak pomyśli. To, oczywiście, moja nadzieja, bo wiem, że rzeczywistość skrzeczy. Nie tylko rzeczywistość myślenia.
C: Oczywiście, że nie. Pokazuje tylko nowo przyznane emerytury w latach 2006 – 2011. Warto wiedzieć.
D: W artykule (wiek przechodzenia na emeryturę, a wiek dalszego życia po przejściu na emeryturę) czytamy o ŚREDNIEJ dalszego przeżycia dla kobiet i mężczyzn w wieku 65 lat (65 + 17.7 = 82,7. Dokładniejsze czasy przeżycia, osobno dla dwóch płci, można zobaczyć na samym wykresie). Być może, że autor wybrał średnią, żeby nie zapychać tekstu nadmiarem liczb. Ale te 65 lat jest wybrane arbitralnie i istotnie to „strzał w stopę” autorów tekstu. Bo w czasie, w którym mężczyźni przechodzą na emeryturę w wieku 65 lat (lata 2011 – 2013) – kobiety przechodzą na emeryturę w wieku 60 lat, a więc ich przeżycie w wieku przejścia na emeryturę jest DŁUŻSZE niż po 65 r.ż., czyli jest mocniejszym argumentem za podniesieniem wieku przechodzenia na emeryturę. Istotnie, użycie 60 r.ż. dla kobiet pokazałoby jeszcze WIĘKSZE „obciążenie emerytalne” i byłoby jeszcze wyraźniejsze.
Ale co z tego, skoro, jak np. z okładki dzisiejszego „Faktu”, lud dowie się, że na „emeryturze pożyjemy 4 lata” http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,11471255,_Fakt___Na_emeryturze_pozyjemy_4_lata__Wielowieyska_.html
@mw Około 60% mężczyzn NIE POŻYJE NA EMERYTURZE ANI DNIA, bo nie dożyje 67 lat. Już teraz ok 40% mężczyzn nie dożywa wieku emerytalnego. I pewnie właśnie o to rządowi chodzi – żeby NIKT nie dostawał emerytury.
Zawsze to dla Tuska lepsze niż robić wyborcom z gęby pędzel i brać się za politykę prorodzinną, Z KTÓREJ PRZY OBEJMOWANIU WŁADZY SIĘ WYŚMIEWAŁ.
A na czym jest oparta kalkulacja wydłużania się średniego oczekiwanego roku życia do 2060 i to proporcjonalnie? Na Miłość Boską – przecież to przypomina wróżenie z fusów.
Długo by dywagować co wydłużało dotąd ten wskaźnik – najogólniej rzecz biorąc zmiany kulturowe (zastąpienie tradycyjnych rzekomo zdrowych nawyków żywieniowych przez rzekomo niezdrową żywność z supermarketów), postęp w zakresie ochrony zdrowia i zabezpieczenie ekonomiczne.
I tutaj wcale nie jest powiedziane, że postęp pójdzie dalej. Są schorzenia z nikłą nadzieją na szybkie rozwiązanie problemu (Alzheimer, niektóre nowotwory), zwiększenie odsetka osób otyłych może zwiększyć umieralność z powodu powikłań cukrzycy itd itp. Nie wiadomo też, czy nie została osiągnięta bariera możliwego działania prozdrowotnego nawyków żywieniowych.
@smarterpoland
Polityka prorodzinna – nie wiem czy można liczyć na gwałtowną poprawę i odwrócenie trendów demograficznych, choćby Tusk fundował każdemu dziecku darmowy żłobek i laptopa a Pawlak jego matce wcześniejszą emeryturę. Odkąd wynaleziono środki antykoncepcyjne a ludzie nauczyli się żyć na kocią łapę – stare nie wróci. Nie ma co ukrywać – ze względów ekonomicznych pracodawca zawsze będzie miał tendencję do robienia kobietom pod górkę (a to macierzyński, a to dziecko choruje) co zniechęca do posiadani dzieci.
@rip LunarBird CHL
Na swoim i zaprzyjaźnionych blogach wiele razy krytykowałem absurdalne wpadki rządu. Można mieć pretensję do utrudnień i absurdów biurokratycznych ZUS-u. Ale smutna prawda jest taka, że składki emerytalne w ogromnej większości nie są rozkradane przez rząd, lecz wydawane na emerytury i jeszcze na to brakuje, ZUS ma dotacje. Nie wiem, czy rzeczywiście 40% mężczyzn nie dożywa emerytury, ale wiem, że duży odsetek z tej grupy nie płacił także składek. To osoby zmarłe przed wejściem w okres produkcyjny (śmiertelność noworodków dalej nie jest mała), chore, niepełnosprawne, pracujące na czarno itd itp.
@Globalny Śmietnik, zgadzam się że bez względu na to kto będzie dawał coś matce czy młodemu dziecku to nagle nie pojawią się 20 letni wykształceni i gotowi do pracy (przez wiele lat) młodzi. Ale coś w tym kierunku trzeba robić. Bo prognozy demograficzne są bardzo niepokojące. Problemy z rękami do pracy po przełożeniu na problemy w gospodarce, które przełożyć się mogą na wartość złotówki skończyć się mogą tym, że nie dość że ZUS nie wypłaci żadnej emerytury to i oszczędności w złotówkach będą mało warte.
W Warszawie w podaniu do przedszkola za bycie samotną matką dostaje się dwa razy więcej punktów niż za dwóch pracujących i płacących podatki rodziców.
W Stanach wielodzietność to oznaka statusu.
W Polsce (najczęściej) kobieta musi wybierać kariera albo dziecko. Wyznacznikiem sukcesu jest kariera zawodowa.
Becikowe i inne tego typu akcje (np. laptopy) wpadają w kategorię bardzo chybionych pomysłów. Ale trzeba szukać lepszych.
@ Smarter
„W Stanach wielodzietność to oznaka statusu.”
Proszę nie zawlekajmy tutaj mody na takie łatwe porównania. Stany są duże i bardzo niejednorodne społecznie. To co wśród WASPów z NYC jest oznaką statusu ma zupełnie inny wymiar wśród mniejszości latynoskiej. Przykładowo: wschodnie wybrzeże ma zupełnie inną kulturę i skład społeczny niż mid-west.
„Becikowe i inne tego typu akcje (np. laptopy) wpadają w kategorię bardzo chybionych pomysłów. Ale trzeba szukać lepszych.”
13% dzieci w Łodzi korzysta z dożywiania, 10% jest trwale wykluczona z obiegu edukacyjnego, społecznego etc.. (Źródło: http://www.wzlot.uni.lodz.pl/dokumenty/4 – ciekawe badanie w woj. łódzkim)
Przedszkola, lepsza opieka zdrowotna dla dzieci, więcej żłobków, programy dożywiania – nawet jeśli te czynniki nie zwiększą dzietności, to pomogą zwiększyć ilość osób pracujących.
@Marcin, pełna zgoda co do przedszkoli, żłobków i dożywiania. Relatywnie łatwo je otwierać (łatwiej niż zmieniać politykę imigracyjną) więc rząd powinien robić to znacznie bardziej intensywnie.
Zresztą powinien robi wszystko by stwarzać warunki do pracy dla osób, które mogą pracować.
Co do mody, moda na posiadanie dzieci z punktu widzenia populacji byłaby czymś dobrym. A mając tylu specjalistów od PR w rządzie, w każdej z partii, wykreowanie takiej mody też mogłoby nie być takie trudne.
„W Warszawie w podaniu do przedszkola za bycie samotną matką dostaje się dwa razy więcej punktów niż za dwóch pracujących i płacących podatki rodziców.”
Piszesz do człowieka, który w tej chwili ma 5 mies. dziecko na kolanach a Żoneczka robi przelew niezłej sumki na żłobek (oczywiście „prywatny”, dostanie się do „państwowego” to marzenie ściętej głowy).
Nie wiem czy w ogóle jest jakaś polityka skierowana do „normalnych” – nieprześladowanych, niewykluczonych, jakoś tam dających sobie radę w życiu. Sygnalizowałem tylko fakt, iż w dzisiejszych społeczeństwach typu „zachodniego” jedyną potwierdzoną polityką wzrostu dzietności jest polityka imigracyjna.
Mieszkam w Australii i pieniadze oszczedzone na funduszach emerytalnych (Superannuation) sa dziedziczone. Natomiast co wedlug mnie jest oszustwem w POLSCE to fakt iz okolo 40% (musze to sprawdzic) oszczedzjacych cale ich zycie na emerytury nigdy tych emerytur nie dozyje… I co z tymi pieniedzmi sie dzieje?