Czasem odnoszę wrażenie, że najłatwiejszym sposobem zwrócenia na coś uwagi jest zbudowanie wskaźnika, zrobienie na jego podstawie rankingu i dowodzenie, że pozycje w rankingu można zmienić robiąc to i to. Tłumaczy to rosnącą popularność różnorakich indeksów/wskaźników, nawet takich, które niewiele pokazują.
Dziś o indeksie, który coś jednak pokazuje i to w ciekawy sposób.
Indeks Otwartości Danych (The Open Data Index) jest wyznaczany na podstawie informacji o łatwości dostępu do rozmaitych danych o tym co się dzieje w kraju. Począwszy od dostępności informacji o rozkładach jazdy, przez informacje o budżecie państwa po informacje o emisji zanieczyszczeń. Badane jest zarówno to, czy jest publiczny dostęp do określonej informacji, czy jest ona aktualizowana, na jakiej licencji jest dostępna, czy jest możliwa do automatycznego przetwarzania (tu był dowcip o GUS, ale usunąłem bo był smutny).
Polska w tym indeksie jest 32. pozycji na 70 krajów. Dwa oczka nad Chinami. Sześć oczek nad Niemcami z dużym bagażem dostępności typu ,,unclear”.
Co jest dostępne a co nie można zobaczyć na bardzo pomysłowej wizualizacji na stronie https://index.okfn.org/country/.
Przeglądając informacje o tym co jest dostępne a co nie, można mieć wątpliwości co do kompletności dostępnych źródeł, ale prawdopodobnie ta będzie rosła i prezentowane dane będą coraz rzetelniejsze.
Miło, że ktoś kataloguje potencjalne źródła danych i (mam nadzieje) będzie agregował linki do tych krajowych źródeł w miarę jak zacznie ich przybywać.