,,Uczę, bo lubię?’’ to tytuł wykładu inaugurującego nowy rok akademicki Uniwersytetu Otwartego Uniwersytetu Warszawskiego. Zazwyczaj unikam wykładów inaugurujących, ponieważ sam wykład trwa krócej niż poprzedzające go ceremonie uroczystego powitania połowy sali (tutaj doszła jeszcze ceremonia rozdania nagród). Ale znak zapytania w tytule skusił mnie na kampus główny UW i cieszę się, że na ten wykład trafiłem.
Punktem centralnym wykładu było pytanie, dlaczego robimy to co robimy, czyli dlaczego nauczyciele akademiccy uczą.
Jedni uczą, bo muszą (nie mają stanowisk naukowych, a na naukowo-dydaktycznych trzeba wyrobić pensum), inni uczą, bo chcą. Ale chcieć mogą z różnych powodów, jedni lubią robić show (a tutaj rzesza widzów), inni lubią poczucie władzy (wystawianie ocen), innym może podobać się stabilność zatrudnienia (choć z tą jest różnie).
Są też tacy, którzy uczą z rzemieślniczą starannością robienia porządnie tego co robią. Oraz tacy, którzy po prostu lubią mówić o tym co ich interesuje. Są wreszcie tacy, którzy lubią pracować z młodymi ludźmi, którzy lubią potyczki intelektualne ze studentami. Powodów jest pewnie bez liku, tyle co nauczycieli, niektóre bardziej inne mniej wzniosłe.
Gdy przyjrzeć się w jakiej roli nauczyciele występują w filmach, książkach czy serialach to wizerunek nauczyciela jest różny, od Siłaczki Żeromskiego, przez Alcybiadesa Niziurskiego po postawy z zachodnich filmów takich jak John Keating w Stowarzyszeniu Umarłych Poetów.
Te generyczne wizerunki zazwyczaj mało pasują do nauczycieli akademickich matematyki, którzy wydają się być osobnym plemieniem wśród nauczycieli. Jakim? Bardzo ciekawy wizerunek dydaktyka i naukowca przedstawiony jest w filmie Przestrzenie Banacha (o Stefanie Banachu), który polecił mi znajomy po ww wykładzie.
Warto zobaczyć przed nadchodzącym rokiem akademickim.