dr Julian Daszkowski zauważył, że w Esejach o sztuce przedstawiania danych brakuje polskich akcentów. I podsunął mi książkę Ł. Byzowa ,,Graficzne metody w statystyce planowaniu i ewidencji”. To prawdopodobnie pierwsza książka poświęcona prezentacji danych w języku polskim. Oryginał w języku rosyjskim powstał w 1940 roku (!!!), na język polski została przetłumaczona w roku 1951. Dosyć trudno dostać jej egzemplarz, ale na szczęście jeden jest w bibliotece MIM UW (jedyny na UW).
Książka jest genialna. Rozpoczyna ją przedmowa redaktora na temat tego, czy po 11 latach od oryginalnej publikacji, w roku 1951 książka wciąż jest aktualna. A jak się zaraz okaże, duże części są aktualne nawet dziś po 76 latach. W kwestii perspektywy, rok 1940 to dwa lata przed urodzeniem się Edwarda Tufte i 37 lat przed tym jak John Tukey napisał Exploratory Data Analysis. Ok, co wiec znajdziemy w tej nadgryzionej czasem książce?
Są przykłady jak zrobić wykres na maszynie do pisania.
Są przykłady jak robić wykresy mozaikowe i dlaczego warto je robić na planie kwadratu.
Są reprodukcje genialnych grafik, takich jak kartogram Bertilliona, którzy przedstawia rozkład liczby pięter w budynkach w Paryżu (genialne, widać jak południe różni się od centrum).
Bardzo ciekawie są przedyskutowane różnie pomiędzy procesem czytania i tworzenia wykresu a procesem czytania tabeli / tekstów. Na przykładzie poniższej fabryki, która pomimo problemów w drugim kwartale zdołała osiągnąć 115% normy w grudniu (liniowość opisów słownych i nieliniowość w percepcji wykresu).
Znajdują się informacje o tym jakimi kształtami można przestawiać dane liczbowe, oraz dlaczego należy preferować linie/prostokąty/punkty nad kątami, objętościami itp.
Jak to w książkach z tamtego okresu, są też zabawne (z perspektywy czasu, w latach 50-60 to pewnie nie było takie zabawne) wstawki o tym jak to Lenin i Stalin wspierają używanie wykresów i dlaczego to dobrze korzystać z doświadczeń wrogich kapitalistów aby ich przegonić.
Jest też ciekawa lista reguł tworzenia wykresów zbudowana przez komitet statystyków jeszcze w 1917 roku. Poniżej ich lista, wiele z nich jest wciąż aktualnych.
Polecam tę lekturę, jedyny problem z nią to dostępność, ale na miejscu w czytelni można całą książkę przeczytać w kilka godzin (niewiele ponad 300 stron).
To może na następny rzut Ignacy Osipow, „Jak sporządzać wykresy statystyczne”? 🙂
Książka Osipowa jeszcze nie jest w domenie publicznej, więc trudniej byłoby umieszczać wykresy z niej.
Kilka zdań o tej pozycji będzie w drugim wydaniu Esejów. Ale może faktycznie warto napisać o niej na blogu.
Z przyjemnością przyjmę gościnny wpis na ten temat.
Nie poznaliśmy nadzwyczaj głębokich ogólnych poglądów na wykresy wypowiedzianych przez Lenina. |:
To taki kwiatek zwiazany z czasami. Poza jednym rozdziałem nie ma tego typu wtrąceń.
Zgadza się. Miałam przyjemność osobiście poznać Pana Juliana Daszkowskiego – wykładał na naszej uczelni. Przesympatyczny i bardzo inteligentny człowiek. O ile dobrze pamiętam, mówił, że swój doktorat czy inną tego kalibru pracę musiał rozpocząć słowami typu „Już Marks w swoich dziełach doceniał rolę wykresów, niejednokrotnie z nich korzystając.” – wytłumaczył nam, że czasy były takie, że tak trzeba było, ale on podchodził do tego z humorem. Słowo „niejednokrotnie” było tego dobitnym przykładem – jako człowiek rzetelny przejrzał wszystkie dzieła Marksa i znalazł całe 2 (słownie DWA) przykłady wykorzystania wykresów. 😉
Jest mi bardzo miło, że Pan Przemysław Biecek podzielił mój entuzjazm wobec książki Byzowa – większość, której opowiadałem o tej książce nawet nie chciała zajrzeć do stalinowskiego starocia. A co do myśli Lenina: mój Ojciec w latach mojej młodości (czasy Gomułki i trochę Gierka) pouczył mnie, że jak ktoś bardzo dużo pisze o sprawach ogólnych, to choćby we fragmentach miewa rację (zwłaszcza przy plagiatowaniu cudzych myśli), co można wykorzystywać w odpowiedziach na żądanie odwołania się do autorytetów. Dzisiaj też są takie autorytety, fragmentarycznie słuszne, choć całościowo nie tyle szkodliwe, co nieużyteczne (a nazwisk nie podam!)
Zachęcony wpisem na blogu udałem się do Centralnej Biblioteki Statystycznej GUSu, gdzie książka również jest dostępna do przeczytania w czytelni (chyba, że jest się pracownikiem GUSu – wtedy można ją wypożyczyć). I rzeczywiście potwierdzam, że książka w dużej części jest aktualna dziś. Polecam jej lekturę.
A jeśli ktoś ma namiar na antykwariat, w którym można ją kupić, to ja bardzo chętnie skorzystam 🙂 Choć szanse są nikłe, bo nakład książki to tylko 5000 sztuk.